Wszystko mnie przeraża,
przed wszystkim chcę uciekać.
Chciałbym zniknąć doszczętnie
i - choć na to bym nie liczył
- patrzeć na to z góry
i cieszyć się, że nic mnie nie dotyczy
W sumie jeszcze śpię, a czuję,
że kosmos traktuje mnie z liścia.
Może też to znasz - jest poniedziałek,
godzina siódma dwadzieścia
Wszystko mnie przeraża.
Na samą myśl tracę nadzieję.
Być może kiedyś był sens,
lecz teraz nic nie ma, wybył na amen.
Trotyle mam w brzuchu, nie mogę oddychać,
postronki na sercu ciasno zasupłane.
I stoję przed oknem, patrzę
- deszcz trzęsie kałużami.
Jeszcze raz, wszystko od nowa.
Siódma dwadzieścia z małymi groszami.
Wszystko mnie przeraża.
O histerię przyprawia mnie
nawet wydech i wdech.
Prześlizgnę się przez życie
w tej klatce zatrzaśnięty
bez szansy na zmianę, teraz to wiem.
Obezwładnia mnie myśl
o tym kim nigdy się nie stanę
i czego już nigdy nie osiągnę.
Poniedziałek, w pół do ósmej ranem.