Padamy jak drzewa pod naporem głupoty.
Jak liście sypią się z nas nasze błędy.
Zapuszczam korzenie we własnych słabościach
W gałęziach pamięci wiatr wstydu wciąż huczy przeklęty.
I kiedy jesień ambicji nas w końcu dopada (bo przecież).
I kiedy słońce się chowa za chmury pozorów.
Pamiętaj, nie czeka tam na nas nic poza ciszą,
w niej wszystko - jak echem - do nas wróci tu znowu.
Bo nie ma nic, poza tym co już znamy.
Spalamy się w naszych myśli płomieniach
i w niespełnieniu dusznym jak przyszłość.
Bo choć wszystko jest inne, to nic się nie zmienia.
Lecz jak żyć, jak oddychać, kiedy wszystko daleko,
kiedy dostęp do świata jest jak przez ucho igielne.
A im głodniej, im bardziej sucho i brak
Tym bardziej chcice są wściekle pazerne
Więc tego dziwnego ognia sto lat nie wyziębi,
bo wiesz, że szanse na cokolwiek maleją do zera
i każdą myśl, zamiast kropki kończy
“Nie dam rady, chciałbym umrzeć tutaj i teraz"
Bo nie ma nic, poza tym co już znamy.
Spalamy się w naszych myśli płomieniach
i w niespełnieniu dusznym jak przyszłość.
Bo choć wszystko jest inne, to nic się nie zmienia.
Padamy jak kamienie, na wodzie kręgi znaczymy,
poza tym nic, dla nikogo poza sobą samymi.
I choć kopci się dusza i skwierczy dyskomfort
Znikniemy po cichu i dziura w kosmosie się ciszą zabliźni
Padamy jak cień wciąż w świetle doświadczeń
Z rękami sinymi od zaciskania na próżno.
Dopokąd idę, dopokąd trwam, dopokąd ja
fundament fundują niepewność i strach.
Bo nie ma nic, poza tym co już znamy.
Spalamy się w naszych myśli płomieniach
i w niespełnieniu dusznym jak przyszłość.
Bo choć wszystko jest inne, to nic się nie zmienia.